Monday, 13 June 2011

Święto Cykliczne Kraków 2011

Ale się działo!
Najpierw się zgubiłam. Zgubiłam się, bo się spóźniłam. A to akurat żadna nowość. Wiedziałam, że nie zdążę na 15:00 na Plac Szczepański, więc raz-dwa-trzy sprawdziłam sobie w komputrze trasę przejazdu, wzięłam Glorie* i pojechałam gonić Wielki Przejazd Rowerowy.

Dobrze, że w Przejeździe jechał niejaki Emcek, który miał telefon i głowę na karku (a także fajną rikszę, którą zbudowali z bratem w garażu. Pozdrawiam obu panów przy okazji). Emcek ów telefon ode mnie odebrał i powiedział mi, że trasa Przejazdu nijak ma się do wcześniej zaplanowanej, bo właśnie wjeżdżają w Piłsudskiego, a jak dobrze pamiętałam, Piłsudskiego wcale nie było na mapie Święta. Szczęśliwie dla mnie, Glorie oraz sympatycznej bandy ludzi, która spóźniła się razem ze mną, Przejazd ostatecznie skierował się na właściwy tori mogliśmy dołączyć. W samą porę, by zobaczyć atak świeckiego odpowiednika księdza Natanka na sympatycznego kolegę ze szczekaczką (nie spodobało mu się najwyraźniej, że ktoś śmiał skomentować blokadę założoną na kole jego nieprawdiłowo zaparkowanego samochodu i trochę się w nim zagotowało. Do tego stopnia, że puścił się biegiem, taranując niemal uczestników Przejazdu, by w tradycyjny, niewerbalny sposób wymierzyć, jak sądził, sprawiedliwość. Na szczęście obyło się bez ofiar.)

Pozdrawiani przez nieprzebrane tłumy, które znalazły się na trasie przejazdu - szczególnie przez mniej więcej dwuipółkilometrową kolejkę przed lodami Sargi na Starowiślnej - dotarliśmy do Fabryki, gdzie towarzyszący mi chłopcy zajęli się rozmową o imponderabiliach przy akompaniamencie brzęku butelek piwa, dziewczęta dołączyły do konsumpcji uciekając jednak przed zbyt wyczerpującymi, jak na słoneczną niedzielę, tematami, a ja zabrałam się za mój jednodniowy warsztat stylizacji rowerów.


Warsztat planowany był nieco inaczej i gdyby mój dostawca nie nawalił, jego uczestnicy skorzystaliby o wiele bardziej (szczególnie, jeśli chodzi o darmowe akcesoria). Niemniej nawalił, więc musiałam sobie radzić z tym, co przygotowałam wcześniej. Miałam okazję ubrać między innymi kompletnie szalony Bańkower, z zamontowaną przeuroczą maszyną do puszczania baniek mydlanych (chcę!), bardzo fajne biało-zielone ostre koło i, wyjątkowo niespodziewanie, trzy beemiksy (pozdrawiam panów, którzy wyżarli mi wszystkie żelki:). Furorę zrobiły moje akcesoria na rower z włóczki i koszyki. Trochę żałowałam, że wzięłam ze sobą tylko wzory...






Poza tym upewniłam się, że fajną rikszą można ruszać nawet na Berlin, obejrzałam pokaz mody rowerowej studentek krakowskich szkół artystycznych i zawitałam do RUMB-u, gdzie jednocześnie odbywało się spotkanie z cyklu Miastoprojektor, w ramach festiwalu Art Boom. I, rzecz jasna, pooglądałam sobie rowerzystów - tylu naraz w Polsce nie widziałam nigdy. Lepsze czasy są blisko - tłum ma zawsze rację, a tłum mówi, że rower jest wielce okej.


*Glorie, moja piękna czerwona holenderska damka. Proszę sobie tę nazwę zapamiętać, bo będzie pojawiać się na tym blogu częściej, a ja nie załączę już więcej gwiazdek.

5 comments:

  1. No jakże możesz pisac takie herezje, że Piłsudskiego nie było na mapie przejazdu? Była i jest jak byk! :)

    ReplyDelete
  2. rany... muszę umówić się do okulisty, niezwłocznie!

    ReplyDelete
  3. Szczególnie zafascynowały mnie te włóczkowe akcesoria:)

    ReplyDelete
  4. miło mi bardzo. od września będą dostępne na bikebelle.pl

    ReplyDelete
  5. No piękne są te rowerki. Pozdrawiam i gratuluję pomysłu!

    ReplyDelete